To już kolejny protest taksówek z Mielna w sprawie tzw. meleksów. To wieloosobowe pojazdy elektryczne, które wręcz zalały miejscowości wczasowe na całym Wybrzeżu. Trzeba przyznać, wczasowicze je sobie chwalą, bo w tani i prosty sposób dowiozą ich wszędzie tam, gdzie chcą. Gorzej z firmami transportowymi i przede wszystkim taksówkarzami, którzy muszą się teraz zderzyć z taką konkurencją.
W wielu nadmorskich miejscowościach można spotkać meleksy – czasem udające ciuchcię, czasem wyglądające jak małe autobusy, a czasem po prostu wyglądające jak foliowe budy na kołach. W Mielnie miejscowi taksówkarze postanowili walczyć z przedsiębiorcami, którzy – ich zdaniem – niszczą zdrową konkurencję.
Taksówkarze z Mielna nie chcą meleksów
Zdaniem taksówkarzy, którzy protestują, meleksy zatrzymują się w niedozwolonych miejscach, przekraczają dozwoloną prędkość i zabierają więcej pasażerów niż mogą bezpiecznie przewieźć.
Prowadzą działalność jako przewozy okazjonalne, ale prawo mówi, że można je realizować tylko pojazdami samochodowymi, a nie wolnobieżnymi, którymi są meleksy – mówi Janusz Linowiecki, taksówkarz z Mielna.
Taksówkarze swoim protestem chcą zwrócić uwagę na problem m.in. władz Mielna. Te spotykały się z nimi przed samym protestem.
To nie jest żadna samowolka. Osoby świadczące usługi przewozu meleksami mają założoną działalność gospodarczą. Tak funkcjonują – mówiła Mirosława Diwyk-Koza, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Mielnie. – Gmina nie posiada narzędzi, aby regulować tego typu usługi.
Protest taksówkarzy w Mielnie. O co walczą?
Taksówkarze mówią, że przedsiębiorcy, którzy świadczą usługi przewozu osób meleksami, łamią prawo. A nie chodzi o dwuosobowe meleksy, jakie można zobaczyć na polach golfowych. Te w Mielnie są wielkości busa – mogą pomieścić nawet 25 osób.
Prowadzą działalność jako przewozy okazjonalne, ale prawo mówi, że można je realizować tylko pojazdami samochodowymi, a nie wolnobieżnymi, którymi są meleksy – mówi Janusz Linowiecki, protestujący taksówkarz. – Robią, co chcą, stają, gdzie chcą, zabierają ludzi na przykład z przystanków komunikacji publicznej. Więc firmy transportowe też są „w plecy”.
Taksówkarze oczekują od władz gminy systemowego rozwiązania.
Poprzedni artykuł